W Cairns wyladowalismy nad ranem (o 5 rano!) i chyba nigdy nie zapomne tego wschodu slonca nad morzem koralowym!!! Wszystkie odcienie brazu i slonecznego pomaranczu i tysiace papug i nietoperzy! Swit byl cudowny i potwornie, tropikalnie goracy...
O tak. Tutaj czuje sie klimat tropikalnego Quuenslandu. Cairns to kurort - cos pomiedzy Miedzyzdrojami, a Sopotem ale piec razy bardziej goroco i parno.
Skoro zaczelismy dzien o 5 rano mielismy sporo czasu by zjesc wspaniale angielskie sniadanie i udac sie do naszego hotelu. Zamieszkalismy na te pare dni w ponad 100 letnim hotelu "HIDES HOTEL" w City Place na glownym deptaku. Cena bardzo atrakcyjna jak na taki hotel = 88$ / noc. Z tego niewyspania nie "zakumalismy" ze w tej cenie mamy takze sniadanie kontynentalne i lekki lunch. To byla na prawde swietna oferta. Polecamy :-)
Po poludniu wybralismy sie na sztuczna lagune (Cairns chwali sie swietna sztuczna laguna). Jest ona nad samym oceanem i plywajac ma sie wrazenie, ze plywa sie wlasnie w nim. A tak na prawde to morze koralowe w tych stronach wyrzuca na brzeg obumarle koralowce i plaza nie jest atrakcyjna. Artur Chmiel pisal, ze plywa tu "zur" - i to jest dobre okreslenie :-(
Ale Cairns to swietny przystanek. Warto sie tu zatrzymac nawet na tydzien. Poza tym, ze stanowi port dla wszystkich wypadow na WIELKA RAFE KORALOWA to takze mozna sie stad wybrac do KURANDY by przejechac sie starym pociagiem przez srodek tropikalnego lasu deszczowego, czy odwiedzic TJAPUKAI national park, gdzie wieczorami sa pokazy tanca aborygenskiego.
Na zdjeciach mozecie zobaczyc np. jak Mati uczy sie grac na DIGERIDOO. Byl tak dobry, ze dostal darmowe lekcje od aborygenskiego kolegi :-)
Jednak naszym glownym celem jest wlasnie rafa. Przeszlismy kilkadziesiat biur turystycznych i w koncu zdecydowalismy sie na niestety najdrozasza wycieszke ale wygladala na prawde swietnie i bezpiecznie. Wiec jutro (wtorek) wyprawa na srodek oceanu z firma "SILWERSWIFT"